14 marca 2018

Od Katsuki'ego cd. Deku

- Jeśli w ciągu pięciu sekund zejdziecie mi z drogi, nie będzie konsekwencji – spojrzałem na grupkę młodocianych istot, stojących na mojej drodze. Niezależnie, gdzie szedłem, te wciąż za mną podążały, krzycząc coś o tym, że mam „włosy jak Hiroshima po wybuchu”, albo że mam „spodnie obsunięte jak idiota”. Dzieciaki z czwartej, może piątej klasy zdecydowały się na zagrodzenie mi drogi, skacząc na boki i przeklinając. Czyli wszystko, czego nie powinna robić podstawówka. Całej sytuacji przyglądała się grupka dzieciaków w tym samym wieku, co reszta gówniarzerii.
Stali kilka metrów dalej, śmiejąc się i mamrocząc coś do siebie.
- Dobra, może inaczej – po tych słowach zacisnąłem zęby i zdjąłem bluzę, po czym zawiązałem ją w pasie. Miałem jeszcze czarną koszulkę na ramiączkach. Zanalizowałem chłopców zimnym, piorunującym wzrokiem. Złapałem jednego z chłopców za kołnierz, podniosłem go lekko i wywarczałem:
- Spadajcie, albo następnym razem spotkamy się na waszym pogrzebie.
Puściłem kołnierz i odszedłem. Już za mną nie szli. Nic dziwnego. Mogli albo się wystraszyć, albo znudzić. Niezbyt mnie to obchodziło.
Byłem już niedaleko akademika. Poprawiłem ciężką torbę wiszącą na moim ramieniu, po czym zrobiłem to samo z plecakiem, w którym miałem napój energetyczny, batonika, wodę, portfel i dwukilogramowe hantle.
Już po paru minutach stałem pod swoim pokojem. Zamaszystym ruchem otworzyłem drzwi. Na jednym z łóżek siedział jakiś chłopak. Zmarszczyłem tylko brwi na powitanie.
- Dzień dobry – przywitał się – jestem Blase.
- Katsuki Bakugou – powiedziałem tylko, po czym cisnąłem torbą na swoje łóżko. Wyrzuciłem hantle z plecaka, po czym zapiąłem go z powrotem i wyszedłem. Było już późne południe. Cóż, nie zdążyłem na lekcje. Ajajaj. Zamierzałem przejść się do sklepu i kupić jakieś żarcie.
Przechodząc przez korytarz poczułem znajomy zapach. Dosłownie po sekundzie poczułem jak coś mocno uderzyło w moją klatkę piersiową. Odsunąłem się do tyłu i spojrzałem w dół.
- Deku? Co ty tu robisz, co? – Złapałem go ze złością za ramię. Spojrzał na mnie i patrzył mi prosto w oczy przez kilka sekund. Po czym otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wciąż milczał. Odezwał się dopiero po kolejnych paru sekundach:
- Kacchan! Dobrze, że jest ktoś kogo znam! Bałem się, że będę sam! – Uśmiechnął się rozweselony.
- Nie nazywaj mnie tak. Poza tym, nie zachowuj się jakbyśmy się szczególnie przyjaźnili. Traktuj mnie tak, jakbyśmy się nie znali – warknąłem ze złością. Nie spodziewałem się go tu zobaczyć. Byliśmy razem w klasie od zawsze, do tego mieszkaliśmy całkiem blisko siebie, ale nie spodziewałem się, że trafimy do tej samej szkoły. Znowu.

Deku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz