Tego dnia niebo było bardzo zachmurzone. Praktycznie cały czas lał deszcz. Na dworze nie było widać żadnej żywej istoty. Wszyscy przebywali w akademiku, oczekując na rozpogodzenie. Ta ponura atmosfera bardzo mnie inspirowała. Z samego rana wyprodukowałem aż dwa wiersze i dość niezły szkic. Gdy zegar wskazywał już godzinę dziesiątą uznałem, że chyba wszyscy już wstali i nikomu nie będą przeszkadzać dźwięki elektrycznej gitary. Chwyciłem za sprzęt, podłączyłem i lekko ściszyłem, aby nikomu nie przeszkadzać. Po upewnieniu się, że wszystko jest ogarnięte, w pokoju rozległy się pierwsze fragmenty utworów. Jak zwykle próbowałem grać piosenki BVB i nawet nieźle mi to wychodziło. Granie na gitarze naprawdę mnie odprężało. Na chwilę zapomniałem o otaczającym mnie świecie, o problemach, wątpliwościach... Liczyłem się tylko ja i struny. Nagle mój błogi spokój przerwało pukanie do drzwi. Niechętnie przestałem grać i podszedłem otworzyć. Przed progiem stał wysoki chłopak, w szkolnym mundurku, z przyklejonym na twarzy rozbawionym uśmieszkiem.
- Chciałem ci powiedzieć, że ludzie się skarżą, bo jesteś zbyt głośno. W sumie to słychać cię w całym akademiku. - oznajmił. Miałem wrażenie, że nie jestem zbyt głośno. Cóż, najwyraźniej ściany tutaj są bardzo cienkie.
- Aaa sorry... Przyciszę trochę. - bąknąłem cicho i już miałem zamknąć drzwi przed nosem chłopaka, jednak ten wtargnął do mojego pokoju.
- Tak w ogóle to jestem Kisumi, a ty?
- Andrew, ale możesz mówić mi Andy... Tak chyba będzie wygodniej. - powiedziałem mając nadzieję, że czarnowłosy wreszcie sobie pójdzie.
- Nieźle grasz! Mogę posłuchać? - mruknął chłopak i nie czekając na odpowiedź rozsiadł się na łóżku. Nie chciałem być wredny więc skinąłem głową i chwyciłem za gitarę.
Kisumi? Myślałam, że wyjdzie dłuższe, no ale trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz