07 marca 2018

Od Hoshijiro cd. Lucy

Nie zastanawiałam się zbytnio. Szarpnęłam szybko w tył nieznajomą dziewczynę, wciągając ją na chodnik. Samochód, który jeszcze chwilę temu pędził z prędkością atakującego dobermana w szale, jakimś cudem zahamował kilka metrów od niej. Kierowca wysiadł, wrzeszcząc obraźliwe epitety w stronie nas obu. Nieznajoma szybko wyrwała się z mego uścisku i przebiegła przez chwilowo pustą jezdnię. Świetnie. I nawet nie podziękowała. Z drugiej strony, przynajmniej żyje, i to dzięki mnie. Optymizm przede wszystkim. Rozpromieniłam się i znikłam szybko z zasięgu bluzgów kierowcy.

*~*~*

Synonim na dziś: Mordor = Zatłoczony szkolny korytarz, pełen desperacko biegnących uczniów, którzy próbują wrócić do sali. I-de-al-nie.
Praktycznie mówiąc, stałam w miejscu, otoczona sporą ilością przeciskających się ludzi, z których każdy chciał dostać się gdzieś indziej. Co chwilę ktoś wpakowywał mi plecak w oko, łokieć w plecy albo - w większości faceci - dłoń w pośladki, podczas gdy próbowałam przecisnąć się w inną stronę niż oni. W miejsce legendarne, dla uczniów równe z samym Świętym Graalem i wolnym weekendem - Wyjście ze Szkoły.
A dlaczegoż to spieszę w tym kierunku, skoro minęła ledwo trzecia godzina lekcyjna? Ano, miałam umówioną wizytę kontrolną. Idealnie o 12.00, ale każdy zna nasz system lekarski - żeby być o dwunastej, trzeba przyjść z godzinę wcześniej. I dlatego pcham się tu z nieszczęśliwą miną, podczas gdy reszta (z tą samą miną) spieszyła w odwrotną stronę.
Poczułam nagle brak stabilnego podłoża pod lewą nogą, a potem się zachwiałam i wyrżnęłam solidnie brodą w podłogę.
- Uważałabyś, gdzie idziesz - rozległ się pogardliwie dziewczęcy głos, po czym czyjaś pomocna dłoń pomogła mi wstać. Nagle zaczęłam powątpiewać w rzekomą słabą siłę uderzenia. Walnęłam się zdecydowanie za mocno. Mam majaki. Albo halucynacje.
- To ty - stwierdziłam.

Lucy? Nie wiem, czy nie stworzyłam jednego wielkiego bełkotu, ale zaryzykuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz