Moje usta ułożyły się w smutną podkówkę. Wstałem i chcąc nie chcąc, wziąłem pieniądze i wyszedłem z pokoju po to, żeby pójść do sklepu. Idąc z lekkim uśmiechem na ustach, nie zauważyłem pewnej osoby. Wpadłem na nią i poczułem... znajome uczucie. Zamrugałem zdziwiony i odsunąłem się lekko, patrząc trochę do góry.
- Deku? Co ty tu robisz? - czułem jak chwyta mnie za ramię. Gapiłem się w jego oczy, nie mogąc uwierzyć. Otworzyłem usta i przez chwilę myślałem nad tym, co powiedzieć.
- Kacchan! Dobrze, że jest ktoś kogo znam! Bałem się, że będę sam! – Uśmiechnąłem się rozweselony. To naprawdę świetnie!
- Nie nazywaj mnie tak. Poza tym, nie zachowuj się jakbyśmy się szczególnie przyjaźnili. Traktuj mnie tak, jakbyśmy się nie znali – warknął ze złością. Zamrugałem kilkakrotnie oczami. Ale dlaczego? Przekrzywiłem lekko głowę, obserwując go. Nic się nie zmienił - przecież dużo czasu nie minęło, ale wydawał się trochę inny.
- Kacchan, gdzie idziesz? Bo ja do sklepu. Pójdziemy razem? - zaoferowałem z bananem na twarzy. Cóż, nawet gdyby powiedział nie, przekonałbym go!
Katsu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz